jak ponoć mawiał szacowny nauczyciel.

Czasem mam wrażenie, że to powiedzenie odbija się echem w trakcie zbierania wymagań (w sumie odbija się echem w ogóle w kontaktach międzyludzkich, ale do zbierania wymagań się zawężę).

Próbujesz się dogadać, dowiedzieć co trzeba zrobić, aż tu nagle pojawia się tekst "to ja może podam Panu taki przykład....", który to przykład dokumentnie burzy moje zrozumienie problemu.

Podam taki przykład :), żeby doprecyzować o co mi chodzi. W ramach treningu poprosiłem osobę biznesową o opisanie "myszki do kompa" (rzecz jasna bez używania słów "mysz" i "komputer"). Otrzymałem odpowiedź: „To jest miłe w dotyku jak moje kapcie pluszowe. Jak to głaskam to sprawia mi to przyjemność. Służy to do wyrażania myśli. Wygląda jak zwierze ale na wyższym stopniu ewolucji. Jest większe od biedronki ale mniejsze od psa”.

Wychodzę z założenia, że za efektywność zbierania wymagań odpowiada zbierający. To jego zadaniem jest w porę zauważyć, że przykład/metafora zmierza z zaawansowane pułapy abstrakcji. Tylko co trzeba umieć, żeby na taki przykład się nie złapać?

Przypomina mi się jeden wykładowca matematyki, który słynął z pytań pomocniczych zwanych również pogrążającymi. Student męczy się przy tablicy z przebiegiem zmienności funkcji wykładniczej. Męczy się męczy. A wykładowca na to: "No, no to może ja pomogę. Niech Pan się zastanowi jak wygląda krzywa ładowania kondensatora"....

.