Ostatnio miałem trochę do czynienia z narzędziem PowerDesigner. Ogólnie rzecz ujmując jest to narzędzie do modelowania...
Próbując określić odpowiedzialność tego narzędzia doszedłem do wniosku, że jest to narzędzie, które wychodząc od procesu biznesowego, pozwala w zrozumiały dla wszystkich (od dołu aż do góry korporacyjnej hierarchii) sposób opisać to, co dzieje się w biznesie, wspomóc analizę tegoż oraz, jeśli zajdzie taka potrzeba, doprowadzić do zaprojektowania stosownych narzędzi informatycznych, począwszy od wstępnych wymagań, na szkielecie systemu z wykorzystaniem konkretnych technologii skończywszy, uff!
Po pierwsze: zgubiłem się w strukturze
Rzeczą, która od razu rzuciła mi się w oczy, to ogrom możliwości tego narzędzia. Użytkownik może stworzyć różnego rodzaju modele, diagramy i zależności między nimi. Jako (zaznaczam: początkującemu) użytkownikowi brakowało mi procesu, który wskazywałby kierunek prac. PowerDesigner nie wspiera żadnej metodyki, więc w zasadzie nie wiadomo co należy robić. I mimo, że można wszystko, to i tak nie wiadomo co...
Po drugie: "Na przekór czasom i ludziom wbrew..."
Projektanci narzędzia z pewnością mieli pomysł na jego używanie. Przynajmniej ja gorąco w to wierzę. Aczkolwiek odniosłem wrażenie, że Sybase próbuje forsować jakieś własne podejście do modelowania, za nic sobie mając przyzwyczajenia analityków. Owszem, PowerDesigner wspiera co tylko może wspierać, ale odpowiedzialności poszczególnych składowych nachodzą na siebie. Tego właśnie mi brakowało! - dokładnie zdefiniowanych odpowiedzialności poszczególnych modelów.
Skoro 95% tego, co można zrobić w PowerDesigner, da się zrealizować za pomocą UML, to po co mi narzędzie za $7000?
Trzeba uczciwie przyznać, że po głębszym przyjrzeniu się narzędzie szokuje możliwościami, lecz nie wychodzenie na przeciw przyzwyczajeniom użytkowników sprawia, że próbują oni używać programu na swój własnny sposób, niezgodny z pomysłem projektantów. Oczywiście powoduje to frustrację, a interfejs użytkownika czyni nieergonomicznym do granic możliwości.
Wiele narzędzi przekonało mnie, że próby generowania kodu "z automatu" kończą się źle. Nie inaczej i w tym przypadku. Totalna kaszana, choć wierzę, że intencje były dobre.
PowerDesigner sprawia wrażenia programu rozwijanego przez grupę fantastycznych, ale kompletnie oderwanych od rzeczywistości, programistów.
Po trzecie: Narzędzie do wszystkiego
Mówią, że "jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego". Odkryłem, że to bzdura i daleko idące uogólnienie. Takie, na przykład, koło, dźwignia albo
klin. Używane są wszędzie i do wszystkiego, ale nikt im nie zarzuca, że są nieprzydatne.
Otóż i esencja mojego odkrycia: jeśli coś jest wystarczająco proste, może być "do wszystkiego" albo inaczej złożoność narzędzia/koncepcji/rozwiązania jest odwrotnie proporcjonalna do zakresu jego stosowalności.
Gdyby zatem Sybase, zamiast gigantycznego all-in-one, wypuścił zestaw narzędzi o określonej specjalizacji, które dodatkowo świetnie ze sobą współpracują, to miałby u mnie lepsze noty:)
Dobrym przykładem jest pakiet MS Office. Pomiając indywidualne upodobania, mamy klarowną sytuację: Word - piszemy, Excel - liczmy, PowerPoint - prezentujemy, Outlook - organizujemy, Binder - i to jest genialne, spinamy wszystko razem ale tak, że narzędzie nie zatracają własnej indywidualności. Dla użytkownika jest w miarę jasne co ma zrobić, aby uzyskać określony efekt.
A teraz objadę sobie UMLa
Ilu diagramów UML najczęściej używasz? Ja 2 - klas i sekwencji. A ilu elementów z tych diagramów najczęściej korzystasz? Ja z co najwyżej 10. Duch Pareto nie śpi, co? UML, z początku fajny, ale w miarę rozrastania się i usztywniania zrobił się beee. To musi pęknąć, już pęka. Powstają mutacje w stylu Robustness Diagrams, które wybierają z UML tylko to, co jest naprawdę niezbędne do określonego celu.
Osobiście traktuję UML jako zbiór sugestii odnośnie modelowania Używam piktogramów, ale konkretne zasady traktuje raczej luźno. Jestem zdania, że jeśli zespół jednoznacznie rozumie notację, to jest to ok. Nawet jeśli jest to notacja nieformalna.
Więc czego bym tak naprawdę chciał?
Myślę, że jeśli chodzi o projekty (nie tylko IT) będziemy świadkami następujących przemian:
- centralizacja na rzecz decentralizacji i współpracy
- szansą na ogarnięcie coraz to bardziej złożonych projektów jest podzielenie ich na mniejsze kawałki; brzmi trywialnie...coraz trudniej centralnie sterować ogromnymi przedsięwzięciami programistycznymi, zatem należy zrezygnować (pozornego) kontrolowania sytuacji i bardziej polegać na współpracy niewielkich, wyspecjalizowanych zespołów programistycznych; zamiast na dokładne modele, należy postawić na zaufanie i na kompetentnych ludzi
- ustrukturyzowanie na rzecz procesów, elementów składowych oraz płaskich relacji
- w miarę rozrostu projektu, utrzymywanie odpowiedniej struktury staje się coraz bardziej pracochłonne; po pewnym czasie nadchodzi moment, w którym dbanie, aby wszystko odbywało się wg wytycznych jest kosztowniejsze niż dodawanie wartości biznesowej do produktu; strukturę mogą zastąpić procesy - łatwiejsze w modyfikacji i bardziej elastyczne oraz elementy składowe wraz z płaskimi relacjami pomiędzy nimi;