Kontynuując świecką tradycję, z okazji Nowego Roku publikuję post inny refleksyjny i trochę "od czapy". Trzymasz się?

Najważniejsze pytanie w życiu człowieka brzmi "Ile to jest wystarczająco?".

Ludzie nader często chcą:

  • wystarczająco dużo pieniędzy,
  • wystarczająco dużego mieszkania,
  • wystarczająco fajnej pracy,
  • wystarczająco szczęśliwego życia,
  • wystarczająco dobrej formy
  • itd.

Z drugiej strony rzadko kiedy definiują za pomocą liczby lub chociaż przedziału, ile to jest owo "wystarczająco". I myślę, że ten brak definicyjny odpowiada za znaczną ilość osobistych nieszczęść.

Mam pewne spostrzeżenie z perspektywy, pracownika, freelancera, pracodawcy, konsultanta. Otóż, gdy pracujesz na etacie, w pewnym momencie zaczyna ci się wydawać, że jesteś niewolnikiem swojego pracodawcy. Tak to właśnie moi rozmówcy ujmują: "czuję się jak niewolnik", "pracuję na kogoś" itd. Wydaje im się, że założenie własnej działaności przyniesie upragnioną wolność.

Zwalniają się zatem z pracy i otwierają działalność gospodarczą albo w odwrotnej kolejności. Szybko się jednak okazuje, że po przejściu z etatu na "swoje", zaczynasz czuć się jak niewolnik swoich projektów, swoich klientów. Niby mógłbyś nie pracować przez miesiąc, ale za każdym razem, gdy o tym myślisz, zaczynasz przeliczać koszty utraconych korzyści oraz ile pieniędzy przez ten czas nie zarobisz.

Potem przychodzi kolejny etap: otworzenie biznesu. Biznes tym różni się od działalności, że ty układasz model i procesy a pracują twoi pracownicy. Wydaje ci się, że w ten sposób stworzysz maszynkę do zarabiania pieniędzy.

Pojawia się jednak pewien problem. Ty jako właściciel biznesu, który odkrył "ten właściwy" model biznesowy, chciałbyś wstawić tam ludzi i niech pracują. Będziesz optymalizować procesy, aby wytwarzać coraz lepiej i coraz taniej. Ludzie jednak chcą się rozwijać, chcą pracować w nowych technologiach, chcą zdobywać nowe kwalifikacje. Interesy pracownika i pracodawcy w tym aspekcie są przeciwstawne.

Nie chcesz stracić wykwalifikowanych pracowników, więc zaczynasz inicjować nowe przedsięwzięcia, nowe technologie głównie po to, aby ich zatrzymać w organizacji. W ten sposób niepostrzeżenie, zaczynasz dostrzegać, że stałeś się niewolnikiem swoich pracowników. Niby możesz wszystko, ale jednak nie możesz.

To rozpaczliwe poszukiwanie wolności prowadzi do wniosku, że jest ona twoim atrybutem wewnętrznym, w miarę niezależnym od uwarunkowań w postaci takiej czy innej pracy, pieniędzy itd.

Może się okazać, że poszukując wolności i niezależności raz po raz lądujesz w kołowrotku, a każdy kołowrotek kolejny jest nieco większy, szybszy i trochę droższy.

Koniec końców cała ta gonitwa sprowadza się więc do prostego pytania: Ile to jest "wystarczająco"?

.